 |
Zgromadzenie Córek Bożej Miłości
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
fiona:)
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: olkusz
|
Wysłany: Sob 17:58, 18 Lut 2006 Temat postu: wiersze,cytaty,myśli |
|
|
dzielmy sie wierszami , cytatami i myslami , które wjakiś szczególny sposób dotykaja naszego serca, sprawiaja nam radość, zatrzymuja nas na krótką refleksje nad własnym życiem...
jeden z moich ulubionych wierszy:
To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią
do tego poranka zimą.
Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno,
a jednak nie możesz wyjść z podziwu.
Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym,
nie podnosząc swej twarzy, bo po co -
- i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany,
czy tu w głębi zamkniętych oczu -
Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia,
oprócz słów odszukanych z nicości -
ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia,
które będzie całą treścią wieczności.
został napisany przez naszego kochnego Papieża JANA PAWŁA II
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
tola
Dołączył: 07 Lut 2006 Posty: 28 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:41, 18 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
No to ode mnie specjalnie ten kawałek- który chciałaś sobie przepisać a był podczas Adoracji....
To Ty sprawiasz,
że jesteśmy niespokojni,
że jesteśmy niezadowoleni z siebie,
że Cię szukamy.
I niech tak będzie. Ale prosimy Cię, daj nam trochę radości:
Radości kupca po znalezieniu
upragnionej perły.
Radości kobiety,
która odnalazła zagubioną drachmę.
Radości syna marnotrawnego,
który wrócił do ojca.
....
Panie,
chciałem CI służyć,
ale tylko godzinę lub dwie w tygodniu.
Chciałem iść za Tobą,
ale nie zawsze
Chciałem nieść Twój krzyż,
ale za cieżki
Chciałem złożyć Ci ofiarę
ale nie z siebie.
Chciałem Cię kochć
ale nie ponad wszystko
Chciałem zacząć nowe życie,
ale od jutra
Jeszcze nie zamilkło Twoje wołanie,
jeszcze Panie, wciąż mnie pytasz:
"Synu, rozpoczniesz dziś? Teraz? Na zawsze?"
Z całego serca , z całej duszy-
dziś chcę zacząć,
dziś - nie jutro.
(...)
św. Augustyn
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
fiona:)
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: olkusz
|
Wysłany: Sob 20:39, 18 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Toluś dziękuje bardzo :* naprawde te wiersze są śliczne tak bardzo utkwiły mi w seduszku....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
fiona:)
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: olkusz
|
Wysłany: Sob 21:10, 18 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Coś co podniesie każdego na duchu zwłaszcza w tych najtrudniejszych momentach  (przynajmniej mam taka nadzieje )
Śniłam, że idę plażą razem z Panem Bogiem,
a na niebie pojawiają się i znikają sceny z mojego życia.
Po każdej z nich dostrzegałam na piasku ślady dwojga par stóp:
jedne należały do mnie, drugie do Pana Boga.
Kiedy ostatni obraz zniknął sprzed moich oczu,
poszukałam znów wzrokiem śladów stóp na piasku i nagle coś sobie przypomniałam:
po najgorszych, najsmutniejszych okresach swego życia oglądałam odbicie jednej tylko pary stóp.
Więc zapytałam Boga:
- Panie, wszak powiedziałeś:
Pójdź za mną, a będę ci towarzyszył przez całą drogę.
Czemuż więc w najtrudniejszych momentach na piasku widnieją tylko pojedyncze ślady?
Czemuś mnie opuszczał, gdy Cię najbardziej potrzebowałam?
- Moje drogie dziecko; odpowiedział Pan Bóg ;
nigdy nie opuściłem cię w chwili próby i cierpienia.
Kędy widzisz jedną tylko parę stóp odbitych na piasku,
jam niósł cię na własnych barkach.
Autor nieznany
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
fiona:)
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: olkusz
|
Wysłany: Sob 21:36, 18 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
jeszcze jeden wiersz...
"zranione serce... za czym tęskni... czego szuka..?"
Wciąż proponujesz mi takie
dziwne miejsca spotkania
a to Skwer Odrzucenia
albo Plac Niekochania
A to Zakątek Śmierci
(tam czekasz na mnie codziennie)
a to Most Samotności
ten sam pusty niezmiennie
w Kawiarni Nieakceptacji
zamawiasz torcik z maliną
a na ulicy Cierpienia
jest pub gdzie pijemy wino
na Schodach Poniżenia
przy Bramie Ludzkiej Zawiści
kupujesz bukiecik bratków
albo winogron kiście
do miejsc gdzie ja pójść nie chcę
o których myślę z lękiem
najchętniej mnie zapraszasz
tam z Tobą jest najpiękniej!
Więc wiem gdzie mam Cię szukać
i wiem gdzie Ciebie nie ma
wiem gdzie jest moje Niebo
a gdzie jest tylko ziemia...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Ania
Dołączył: 21 Lut 2006 Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 22:42, 22 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
1),,...kiedy już nie mam siły,kiedy chciałbym się zatrzymać,myślę o NIM.,,
2),,...jest bardzo mocny,ale ma jeden słaby punkt:ilekroć cierpisz,On cierpi razem z tobą.,,
3),,...Ty nie jesteś kimś.Ty jesteś:kochany przez Boga.Dla Niego jesteś bardzo ważny.,,
To tylko kilka cytatów z książki,,ZRANIONY PASTERZ,, polecam do przeczytania.Czytałam ją kilka razy,ale za każdym razem odkrywałam coś nowego.[/b]
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Ania
Dołączył: 21 Lut 2006 Posty: 10 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:54, 24 Lut 2006 Temat postu: OPOWIADANKO |
|
|
Pewna kobieta,żyjąca w dostatku i ciesząca się w okolicy dużym powodzeniem,dożyła swych ostatnich dni na ziemi,a potem poszła do nieba.u bram niebieskich powitał ją uprzejmie anioł-dyżurny.Przedstawił się jako wysłannik Pana Boga,podał adres zamieszkania wiecznego i zaproponował odprowadzenie na miejsce.Nieboszczka zgodziła się odrazu.Po drodze mijali wspaniałe pałace i mieszkania-cacka,wille jak się patrzy.Kobieta myślała w duszy:ten lub ów dom mógłby należeć do mnie.Ale aniol szedł dalej.W końcu dotarli do nędznej chaty na przedmieściach nieba.
-To twoje mieszkanie-powiedział wysłannik Boży.
-Ależ to niemożliwe.Jak w takich warunkach można przeżyć wieczność-oburzyła się dama.
-Bardzo mi przykro-odrzekł spokojnie anioł-ale z materiału jaki nam przysłałaś za życia do nieba,nie można było nic lepszego zrobić.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Baśka
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 17:37, 24 Lut 2006 Temat postu: Życie po porodzie |
|
|
W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał drugiego:
- Wierzysz w życie po porodzie?
- Jasne. Coś musi tam być! Mnie się wydaje, że my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.
- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by to miało wyglądać?
- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią...
- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto wiedział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.
- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę, i ta się będzie o nas starać.
- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według ciebie w ogóle jest?
- No przecież jest wszędzie wokół nas... Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.
- Nie wierzę! Żadnej mamy nie widziałem, czyli jej nie ma...
- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, żę prawdziwe życie zaczyna się dopiero później...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Baśka
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 17:41, 24 Lut 2006 Temat postu: Prwdziwi przyjaciele: |
|
|
Jest to opowiadanie, po przeczytaniu, którego nie da się nie płakać, przynajmniej ja tak uważam:
Dwaj przyjaciele
Starszy nazywał się Frank i miał 20 lat. Młodszy Ted miał 18 lat. Wiele czasu spędzali razem, ich przyjaźń sięgała czasów szkoły podstawowej. Razem postanowili zaciągnąć się do wojska. Przed wyjazdem przyrzekli sobie i rodzinom, że będą wzajemnie uważać na siebie. Szczęście im sprzyjało i znaleźli się w tym samym batalionie. Batalion ich został wysłany na wojnę. Była to straszliwa wojna, pośród rozpalonych piasków pustyni. Przez pewien czas Frank i Ted przebywali w obozie, chronionym przez lotnictwo.
Lecz któregoś dnia pod wieczór przyszedł rozkaz, by wkroczyć na terytorium nieprzyjaciela. Żołnierze pod piekielnym ogniem wroga posuwali się naprzód przez całą noc. Rankiem dotarli do pewnej wsi. Ale nie było Teda. Frank szukał go wszędzie. Znalazł jego nazwisko w spisie zaginionych. Zgłosił się u komendanta z prośbą o pozwolenie na poszukiwanie jego przyjaciela.
- To jest zbyt niebezpieczne - odpowiedział komendant.
- Straciłem już twego przyjaciela, straciłbym również ciebie. Tam ostro strzelają.
Frank mimo wszystko poszedł. Po kilku godzinach znalazł Teda śmiertelnie rannego. Ostrożnie wziął go na ramiona. Nagle dosiegnął go pocisk. Nadludzkim wysiłkiem udało mu się donieść przyjaciela do obozu.
- Czy warto było umierać, by ratować umarłego? - spytał komendant.
- Tak - wyszeptał Frank - gdyż przed śmiercią Ted powiedział: "Wiedziałem, że przyjdziesz".
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Michalina89
Dołączył: 24 Lut 2006 Posty: 4 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:26, 24 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Znalazłam te słowa przez przypadek (choć nie jestem pewna czy to byl przypadek), ale wiele dla mnie znaczą i dają mi nadzieje:
"Siła chrześcijanina to nie tylko czynienie dobra, ale także znoszenie zła. Ci zatem, którzy zdaja się być gorliwymi w czynieniu dobra, lecz nie umieja ani nie chca znosić pojawiających się cierpień, należą do ludzi słabych."
św.Augustn
Myslę, że te słowa pomogą innym zrozumieć sens i siłę wiary w Boga.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Wiolka Oświęcim
Dołączył: 24 Lut 2006 Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oświęcim
|
Wysłany: Sob 0:39, 25 Lut 2006 Temat postu: Za wcześnie zrezygnowali |
|
|
Stary drewniany statek płynął przez ocean. Każdego dnia narażony był na ataki fal słonej wody i burzy. Kilka osób zostało już zranionych, a także drewno i smoła poddawała się powoli, aż wreszcie dziób statku zanurkował na kilka chwil i na pokład wlała się woda. Przy pomocy wiader załoga próbowała wylać ją za burtę, a szmatami usiłowano uszczelnić wszystkie dziury tak dobrze, jak to tylko było możliwe. Jednak woda znajdowała sobie coraz to nowe drogi, by przedrzeć się do wnętrza statku i robiło się jej coraz więcej zamiast mniej. Z wielkim trudem udawało się utrzymać statek na powierzchni oceanu. Marynarze z każdą chwilą byli coraz bardziej zmęczeni, kilku rannych juz zatonęło, ponieważ stracili siły. "Jak mamy uratować nasz statek, jeżeli w miejsce jednego wiadra wylanej za burtę wody napływają do środka natychmiast dwa?" - wołali marynarze i dalej stopniowo przestawali wylewać wodę z pokładu. Najpierw tylko jeden, dwóch, potem coraz więcej, aż wreszcie wszystkie wiadra stanęły niewykorzystane na boku. Im więcej osób poddawało się i rezygnowało, tym bardziej statek zanurzał się w toń morską i tym więcej ludzi ginęło w falach oceanu. Aż wreszcie statek znikł z powierzchni i rekiny, które cierpliwie czekały na ten moment, pożarły wszystkich członków załogi, którzy jeszcze próbowali ratować swoje życie. Dwie mile dalej słońce świeciło nad rosnącymi na plaży palmami...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Wiolka Oświęcim
Dołączył: 24 Lut 2006 Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Oświęcim
|
Wysłany: Sob 1:10, 25 Lut 2006 Temat postu: Bajka o chłopcu |
|
|
Pewnego ranka biedny, bosy chłopiec, Robert Robertson, wyruszył do lasu z wiaderkiem. Postanowił, że nazbiera tyle jeżyn, żeby napełnić wiaderko aż po brzegi, a potem sprzeda owoce na targu, by jego rodzice mieli pieniądze na zapłacenie czynszu. Ale po dwóch godzinach wędrowania tu i tam po leśnych ścieżkach Robert miał zaledwie tyle jeżyn, żeby przykryć dno wiaderka.
- Marnuję tylko czas. Właściwie równie dobrze mógłbym wrócić do domu - westchnął.
I wtedy właśnie znalazł to, czego szukał: krzewy jeżynowe uginające się od ciężaru ogromnych, dojrzałych i soczystych owoców. Był tylko jeden kłopot. Te jeżyny nie rosły ot, tak, przy drodze. Rosły na polu. Pole to należało do pana Donalda MacLeniwego, a na furtce w ogrodzeniu był napis: "Obcym wstęp wzbroniony".
Robbie wiedział, co ten napis oznacza: że każdy złapany na polu będzie miał nie lada kłopoty. Ale jego rodzice bardzo potrzebowali pieniędzy, a teraz nadarzyła się jedyna okazja, żeby je zdobyć.
Dlatego chłopiec przekradł się przez zniszczone ogrodzenie, podbiegł do krzaków i zaczął zbierać owoce. W kilka chwil jego wiaderko było pełne.
Robert właśnie sam sobie gratulował, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Ktoś nadchodził. Chłopiec rozejrzał się i zobaczył starego Alberta, służącego Donalda MacLeniwego, zmierzającego ku niemu przez pole. Chłopak natychmiast próbował uciec, ale to nie było takie proste. Jeżynowe kolce łapały go za włosy i szarpały jego ubranie. A do tego - katastrofa! - nadepnął na gwóźdź.
- Auuuć! - Robert upadł na ziemię i jęcząc chwycił się za zranioną stopę.
W chwilę potem zobaczył starego Alberta, stojącego nad nim jak wieża - potężnego, surowego człowieka, wielkiego jak góra. Robert miotał się między bólem stopy a strachem przed kara.
- Proszę... proszę, nie wydawaj mnie panu Donaldowi - błagał. Ale z jakiegoś powodu Albert, zamiast odpowiedzieć, po prostu stał, wpatrując się w długie kolce jeżyn, wplątane we włosy Roberta.
- A wiesz, co ja sobie myślę? - powiedział wreszcie. Chłopiec przecząco pokręcił głową.
- A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał, czując kłujące ciernie na swojej głowie.
Stary Albert pochylił się i delikatnie powyjmował kolce. Potem przyklęknął, wyjął chusteczkę z kieszeni i zaczął bandażować stopę Roberta.
- A wiesz, co ja sobie myślę? - spytał znowu. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał przez gwoździe w swoich stopach. Teraz Robert zorientował się, że kiedy stary Albert mówi o swoim Panu, nie myśli o Donaldzie MacLeniwym - on nigdy nie poczuł ukłucia ciernia na czole ani bólu stopy zranionej gwoździem. Nie. Stary Albert mówił o kimś zupełnie innym, a Robert bywał na tyle często w kościele, żeby wiedzieć, kim był ten ktoś. A co więcej, właśnie przypomniał sobie, co mówił ksiądz - coś, co akurat teraz, gdy został przyłapany na gorącym uczynku z wiaderkiem skradzionych owoców obok napisu "0bcym wstęp wzbroniony", nagle wydało mu się dobrą wiadomością.
-Albercie, słyszałem, że twój Pan przebaczyłby obcemu na swoim polu - powiedział. - Czy to prawda?
- Uhm, mały - staremu służącemu rozpogodziły się oczy -Mój Pan przebaczyłby obcemu każdego wzrostu i pochodzenia. Radość Roberta nie trwała długo. Przerwał ją odgłos kopyt "tatta ta, tafta ta, tatta ta". Czarny koń pędził ścieżką, a na jego grzbiecie... pan Donald.
- Ratuj mnie! - szepnął Robert blady ze strachu. - On na pewno mnie ukaże!
Ale Robert nie spodziewał się, że stary Albert zrobi to, co zrobił. Gdy pan Donald zbliżał się do ogrodzenia, służący podniósł wiaderko Roberta i podszedł do jeżynowych krzewów. Postawił wiaderko na trawie i stanął przy nim, pochylając się nad owocami.
- Albercie! Co ty sobie wyobrażasz? - ryknął jego pan. Był tak wzburzony tym, co zobaczył, że nawet nie zauważył Roberta. - Płacę ci za naprawianie płotów, nie za kradzież owoców z mojej ziemi. Jesteś zwolniony! - zawołał pan Donald i odjechał. Robert otworzył buzię ze zdziwienia. Naprawdę wyglądał teraz jak jeden wielki znak zapytania. Dlaczego? Dlaczego stary Albert wziął na siebie całą winę? Stary służący podszedł i usiadł koło chłopca. Wydawało się, że czyta w jego myślach.
- Powiem ci, dlaczego, mój mały - wyjaśnił prosto. - Mój Pan wziął na siebie winę za mnie. Gdy pół godziny później obaj jeszcze siedzieli i rozmawiali, pan Donald wracał tą samą drogą. Ale tym razem nie wyglądał na zagniewanego, lecz na zmartwionego. Właśnie zdał sobie sprawę, że żona będzie na niego zła za wyrzucenie z pracy starego Alberta i miał nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, żeby wszystko odwrócić.
- Przykro mi, że się uniosłem, Albercie - powiedział z przymilnym uśmiechem. - Naprawdę jesteś wspaniałym służącym i dobrze służysz mojej rodzinie od wielu lat. Dlatego proszę, zapomnij, co ci powiedziałem. Stary Albert mrugnął do Roberta.
- Chętnie wszystko zapomnę, panie Donaldzie - skinął głową - pod jednym warunkiem. Myślę, że człowiek w moim wieku powinien już mieć pomocnika. I myślę, że byłoby bardzo dobrze, gdyby dal pan tę pracę temu oto małemu Robertowi Robertsonowi.
- Och... no dobrze - odparł pan Donald, który zorientował się, że nie ma wyboru.
- I myślę sobie jeszcze, że chłopak mógłby dostać na początek zaliczkę - dodał sprytnie służący. Mrużąc oczy, pan Donald wsunął rękę do kieszeni i wręczył Robbiemu srebrną monetę. Tak więc dzięki staremu Albertowi skończyło się na tym, że zamiast zostać ukaranym, Robert wrócił do domu, mając zapewnioną stałą pracę i do tego pieniądze na czynsz.
Ale najlepsze ze wszystkiego było to, że chłopiec poznał cudowne poczucie przebaczenia. Rozumiał teraz, co znaczyły ciernie, gwoździe i niewinny człowiek biorący na siebie winę. Zaczynał od nowa, z duchowym bogactwem - a wszystko to dzięki Panu, któremu służył stary Albert
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
OpalonaBożąMiłością
Dołączył: 17 Lut 2006 Posty: 12 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wola
|
Wysłany: Sob 10:44, 25 Lut 2006 Temat postu: List od Jezusa |
|
|
List od Jezusa
,, To ja. Zmartwychwstały Jezus. Pisze, aby Ci podziekować za wszystkie te chwile, w których o mnie pamiętasz.
Wiedz, że jestem z Ciebie dumny ilekroć starasz się dobrze żyć ze swoją rodzina, bliskimi, okazywać miłość i serdeczność, przebaczać i pomagać innym, uczciwie pracować, uczyć się...
Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę gdy odwiedzasz mnie w świątyni! ...gdy się modlisz, przedstawiasz mi swoje problemy, prośby, nawet skargi! Bądź pewien, ze nasz Ojciec i Ja wsłuchujemy się w każde Twoje słowo, czy choćby westchnienie - z największa uwaga i czułością. Jednak... nie gniewaj się jeśli nie zawsze i nie od razu możemy spełnić te oczekiwania. Ale dziś - jeśli pozwolisz... to Ja będę miał kilka sugestii dla Ciebie. A wiec?
W takim razie posłuchaj:
Jeżeli życie stawia Cię przed problemem, którego nie jesteś w stanie rozwiązać - nie obawiaj się. Włóż ten problem do koperty i wyślij do mnie. Gdybyś chciał poznać odpowiedz - po prostu pójdź do świątyni albo otwórz Pismo Święte. Ja rozwiązuje wszystkie problemy, ale wtedy kiedy to JA chce, nie Ty.
Gdy już wyślesz Twój list do mnie - przestań się martwic. Skoncentruj się raczej na rzeczach, które są obecne w Twoim życiu TERAZ.
Jak na przykład:
Jeśli utkniesz w korku ulicznym - nie rozpaczaj. Są na świecie ludzie, dla których kierowanie własnym autem jest marzeniem ściętej głowy!
Jeśli masz kiepski dzień w pracy - pomyśl o człowieku, który jest bez pracy przez wiele lat...
Jeśli rozpaczasz z powodu nieporozumień miłosnych - pomyśl o osobie, która nigdy nie doświadczyła co to znaczy kochać i być kochanym...
Jeśli wściekasz się, ze kolejny weekend minął nieciekawie - pomyśl o kobiecie pracującej 12 godzin na dobę, siedem dni w tygodniu, by wykarmić swoje dzieci...
Jeśli zepsuje Ci się auto w drodze, a do najbliższego warsztatu masz kilka kilometrów - pomyśl o człowieku na wózku inwalidzkim, który marzy o takim spacerze!
Jeśli zauważysz siwy włos na swej skroni - pomyśl o pacjentach chorych na raka, którzy bardzo by się cieszyli mając choćby takie włosy na głowie...
Jeśli jesteś w tym szczególnym miejscu w swym życiu, ze zastanawiasz się nad jego sensem i celem - bądź wdzięczny! Jakże wielu jest takich, którzy nie mieli szansy żyć wystarczająco długo, aby doczekać takiego momentu...
Jeślibys znalazł się ofiara czyjejś uszczypliwości, złośliwości, ignorancji czy małostkowości - pamiętaj, sprawy mogłyby potoczyć się jeszcze gorzej: to Ty mógłbyś być taka osoba!
Jeśli zdecydujesz się wysłać ten list do swego przyjaciela - dzięki stokrotne. Być może zmienisz jego życie w sposób, którego nawet nie oczekiwałeś?
Twój starszy Brat,
+ Jezus''
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
fiona:)
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 64 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: olkusz
|
Wysłany: Nie 0:03, 26 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
można powiedzieć ,że ten wiersz pokazuje naszeze kochane Siostry...
Specjalnie dla Was od Fionki z podziakowaniem za TĄ wlasnie miłość...
Miłość jest jedynym skarbem,
który mnoży się przez podział,
jest jedynym darem,
który powiększa się przez rozdawanie,
jest jedynym przedsięwzięciem,
w którym im więcej się wydaje,
tym więcej się zyskuje:
podaruj ją, wyrzuć,
rozrzuć na cztery wiatry,
opróżnij kieszenie,
potrząśnij koszem,
wylej z pucharu,
a jutro będziesz
miał więcej niż dziś!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
Baśka
Dołączył: 18 Lut 2006 Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 18:54, 26 Lut 2006 Temat postu: Przyjaciele |
|
|
Pewnego dnia, był to jeden z pierwszych dni w nowym liceum, zobaczyłem chłopaka z mojej klasy wracającego do domu. Nazywał się Kyle. Wyglądało na to, że niósł ze sobą wszystkie książki. Pomyślałem sobie: "Dlaczego, kto w piątek, miałby nieść do domu wszystkie swoje książki? To musi być skończony osioł."
Miałem sporo planów na ten weekend (imprezy, mecz futbolowy jutro popołudniu), więc wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Kiedy szedłem zobaczyłem grupę dzieciaków biegnących w jego stronę. Wpadli na niego, wyrwali mu z rąk wszystkie książki i podstawili nogę,tak że wylądował w kurzu. Jego okulary poleciały w powietrze i zobaczyłem jak wylądowały w trawie około pięciu metrów od niego. Spojrzał w górę i zobaczyłem bezgraniczny smutek w jego oczach. Moje serce wyrwało się ku niemu, więc podbiegłem do niego, a kiedy czołgał się, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu swoich okularów zobaczyłem w jego oczach łzy. Podałem mu okulary i powiedziałem
- Ci faceci to dupki. Powinno się im dokopać!
Spojrzał na mnie i powiedział:
- Hej, dzięki!
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, jeden z tych uśmiechów wyrażających prawdziwą wdzięczność. Pomogłem mu pozbierać książki i zapytałem gdzie mieszka. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, więc zapytałem dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałem. Powiedział, że wcześniej chodził do szkoły prywatnej. Nigdy wcześniej nie kolegowałem się z chłopakiem ze szkoły prywatnej. Całą drogę do domu rozmawialiśmy, a ja pomogłem mu nieść książki. Okazało się, że był całkiem fajnym chłopakiem. Zapytałem czy nie chciałby pograć z moimi przyjaciółmi w piłkę. Odpowiedział, że tak. Trzymaliśmy się razem przez cały weekend, a im lepiej poznawałem Kyle'a, tym bardziej go lubiłem. Tak samo myśleli o nim moi przyjaciele.
Nastał poniedziałkowy poranek, a Kyle znów szedł z naręczem swoich książek.
Zatrzymałem go i powiedziałem:
- Jeśli codziennie będziesz nosił te książki, dorobisz się niezłych muskułów!
Roześmiał się tylko i podał mi połowę książek.
W ciągu następnych czterech lat, Kyle i ja bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Kiedy staliśmy się seniorami, zaczęliśmy myśleć o pójściu na studia. Kyle zdecydował się na Georgetown, a ja wybierałem się do Duke. Wiedziałem, że na zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i że ta odległość nigdy nie będzie problemem. On zamierzał zostać lekarzem, a ja chciałem dostać sportowe stypendium. Kyle miał wygłosić mowę pożegnalną na zakończeniu roku, więc musiał się przygotować. Drażniłem się z nim, mówiąc że jest kujonem. Byłem bardzo zadowolony, że to nie ja będę musiał stanąć na podium i wygłosić mowę. Na zakończeniu roku, zobaczyłem Kyle'a. Wyglądał wspaniale, był jednym z tych facetów, którzy odnaleźli się podczas nauki w szkole. Przybrał na wadze i właściwie, to wyglądał dobrze w okularach. Miał więcej randek niż ja i kochały go wszystkie dziewczyny. Matko, czasami byłem zazdrosny!
Dzisiaj był jeden z tych dni. Widziałem, że denerwował się mową.Więc szturchnąłem go w plecy i powiedziałem:- Hej, wielkoludzie! Będziesz wspaniały!
Spojrzał na mnie z jednym z tych wyrazów twarzy (tym wyrażającym wdzięczność) i uśmiechnął się.
- Dziękuję - powiedział.
Kiedy rozpoczął swoją mowę, odchrząknął kilka razy i zaczął:
-Zakończenie roku, jest czasem kiedy dziękujemy ludziom, którzy nam pomogli przejść przez te trudne lata. Swoim rodzicom, nauczycielom, rodzeństwu, może trenerom... ale najbardziej swoim przyjaciołom. Chcę wam powiedzieć, że bycie przyjacielem jest najlepszym darem jaki możecie im dać. Zamierzam opowiedzieć wam pewną historię.
Spojrzałem z niedowierzaniem na mojego przyjaciela, kiedyopowiedział o dniu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Podczas tamtego weekendu zamierzał się zabić. Opowiedział w jaki sposób opróżnił swoją szafkę, żeby jego mama nie musiała później tego robić, i jak niósł swoje rzeczy do domu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo.
- Dzięki Bogu, zostałem uratowany. Mój przyjaciel uratował mnie przed zrobieniem tej strasznej rzeczy.
Usłyszałem szept rozchodzący się po tłumie, kiedy ten przystojny, popularny chłopak opowiadał o swojej słabości. Zobaczyłem jego mamę i tatę uśmiechających się do mnie w ten sam, pełen wdzięczności sposób. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z jego głębi.
Nigdy nie oceniaj zbyt nisko swoich czynów. Jednym drobnym gestem, możesz odmienić życie innej osoby. Na lepsze lub na gorsze. Bóg stawia nas na czyjejś drodze, abyśmy w jakiś sposób wpłynęli na życie innej osoby. Szukaj Boga w innych.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|